Strona:PL Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Alem trafił pod samę rynnę z deszczu; bowiem
Nazajutrz po wtargnieniu (że co prawda, powiem)
Tatarowie z Kozaki jako gęsta chmura
Najprzód na cmentarz wpadłszy do świętego Jura,
Kilka tysięcy ludzi, którzy tam uciekli,
W oczemgnieniu pobili i na śmierć posiekli,
Niektórych powiązali Tatarzy w surowce;
Tak, kiedy kupa wilków wpadnie między owce,
Żadnej całej nie puszczą; abo gdy jastrzębie
Ze wszystkich stron uderzą na stado gołębie,
Choć się z strachu tęgiego przyczają do ziemi,
Przecie wszystkich poszarpią pazurami swemi:
Tak tu najmniejsza dusza śmierci abo łyków
Nie oszła suchą nogą jawnych rozbójników;
Bałuch okropny z wrzasku, lamentów i pisku
Umierających, jako na pobowisku;
Tu dzieci, tu niewiasty, tu leżą tułowy,
Tu pomieszane w kupę walają się głowy.
Wozów liczba bezmierna już pozakowanych,
Tamże nie mało widać skrzyń porabowanych.
Bacząc my to (a było nad tysiąc nas więcej)
W cerkwi drzwi zamknęliśmy drągami copręcej
Rozumiejąc, że nas dóm boży z onej toni
Swojem poszanowaniem od szwanku obroni —
Lecz prędko nas otucha oszukała błaha,
Bowiem do cerkwi wszystka przypadłszy wataha
Ze czterech stron poczęła łamać oraz mury,
Jedni z nich lud gromadny strzelali przez dziury,
Drudzy tłukli ciężkiemi fórtę taranami,
Niektórzy dziurawili ściany kilofami;
Insi przebiwszy zwierzchne młotami sklepienie
Spuszczali na gęsty lud orklowe kamienie,
Aż niektórzy od strachu napoły pomarli;
Aż kiedy się oprawcy drzwiami do nich wdarli,
Przesiecze siekierkami przez nacisk on srogi
I przez ciała czynili martwe sobie drogi:
Tamże jeden drugiego dusił w tym hałasie,
Jeden drugiego krwią swą napawał w tej prasie,
Że niezadługo cerkiew pospołu z przytworem,
Krwawą sadzawką, ciepłem stała się jeziorem;
Dopiero jako snopy biorąc z wiejskiej kupy,
Przerzucali na stronę obnażone trupy
I tak gołe za nogi na podwórze wlekli,
Jeźli duszę zataił który, znowu siekli.
Jako w tym żona z dziećmi zginęła nierządzie,
Nie będę wiedział pewnie, aż na bożym sądzie;
Ja przez ten czas w maclochu nieznacznie zakryty
Siedziałem za obrazem świętego Mikity;
Z razu widząc te mordy serce we mnie drżało,
A potem jako kamień od żalu ztrętwiało,