Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Trzeba wodą popłukać, bo się zwarzy.
— Zapomniałam — oddał garnek i usiadł na ławie, wodząc oczyma za Jagusią.
— Gdzieżeś to biegła, gdym cię zobaczył?
— Na Nową wieś z mlekiem.
— I nie poszłaś?
— Nic się nie stało, Jaś poskoczy.
— Wolisz się ze mną zostać?
— Nie wiedziałam, że panicz do nas zajdzie.
— Więc czegóżeś nie poszła dalej?
— Bałam się — szepnęła cicho.
— Mnie? Czyż ja taki straszny?
— Ej, nie, ale ci mnie taki lęk wziął, żem nóg pod sobą nie czuła i tchu złapać nie mogłam.
— I dlaczegóż?
— Taka głupia... i już — odezwał się Jaś.
— Jaguś, cóż ty powiesz?
Milczała, zamyślona.
Mleko się zakłębiło, Jaś pochwycił miskę, lecz Wacek mu ją odebrał, trzymając przed dziewczęciem. Wylała; gorąca, słodka para rozeszła się po izbie. Postawił miskę na stole. Jaś pochwycił łyżki.
— Jaga, drób! — powiedział.
— Drób, drób! — nalegał Wacek.
Zapłonione dziewczę stanęło za stołem, rzucając urwane kawałki bułki do mleka. Czarne jej oczy świeciły z poza ciemnych rzęs, ręce drżały, a usta wyginały się rozkoszą radości. Zawinęła rękawy od koszuli Wacek zręcznie pocałował ją wyżej łokcia. Nic nie powiedziała, lecz mówił za nią szkarłat na smagławej jej twarzy i gorący oddech, podnoszący młodą pierś.
Nie patrzyła, drobiła wciąż, bułka w mleku pęczniała, w palcach dziewczęcia niknęła.
— Dosyć — rzekł Jaś, podał łyżkę Wackowi i siadł na ławie.