Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jagusia się zaśmiała, srebrny głos dziewczęcia przeszedł po nerwach Wacka.
— Jaguś, jeszcze raz tak się roześmiej, jeszcze raz... serdecznie i głośno.
— A bez co? — cicho spytała, rozniecając ogień.
— Twój śmiech raduje mi serce i wesoło wlatuje do duszy.
Zbliżył się do komina.
— Radbym ci pomóc,
— Albo to panicz potrafi?
— Czy to tak trudno?
Pochylił się i dmuchnął, popiół się zakłębił, dziewczę odskoczyło od komina i znowu srebrny śmiech wypełnił izbę. Wacek przecierał oczy i strzepywał popiół, śmiejąc się również.
— A dlaczego tobie, gdy dmuchasz, popiół oczu nie zasypie?
— Bo ja umiem — delikatnie i z pod spodu. Panicz dmuchał zgóry na popiół.
Wacek był rad, że swoją niezręcznością ośmielił dziewczynę, rozweselił się.
— Nie umiem dmuchać, ale zato potrafię trzaski do ognia przykładać.
— O, wielka mi rzecz!
— I mleko przywarzyć.
— Także nie sztuka. No, ale niech panicz spróbuje.
Podała mu dzbanek z mlekiem.
— W dzbanku warzyć? — zapytał.
— Nie wiem.
— W cóż mam przelać? Dajże mi rondel.
Dziewczę znów rozśmiało się:
— My rondli nie mamy.
Jaś podał mu płaski garnek, w którym się mleko warzyło.
— Ach, widzisz — jest!
Chciał przelać. Jagusia odebrała mu garnek.