Strona:PL Schulz Bruno - Sklepy cynamonowe.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

akceptować tę imprezę, którą mu proponują — pełne awersji i zniechęcenia!
Lecz zwolna mały Nemrod (otrzymał był to dumne i wojownicze imię) zaczyna smakować w życiu. Wyłączne opanowanie obrazem macierzystej prajedni ustępuje urokowi wielości.
Świat zaczyna nań zastawiać swe pułapki: nieznany, a czarujący smak różnych pokarmów, czworobok porannego słońca na podłodze, na którym tak dobrze jest położyć się, ruchy własnych członków, własne łapki, ogonek, figlarnie wyzywający do zabawy z samym sobą, pieszczoty ręki ludzkiej, pod któremi zwolna dojrzewa pewna swawolność, wesołość rozpierająca ciało i rodząca potrzebę zgoła nowych, gwałtownych i ryzykownych ruchów — wszystko to przekupuje, przekonywa i zachęca do przyjęcia, do pogodzenia się z eksperymentem życia.
I jeszcze jedno. Nemrod zaczyna rozumieć, że to, co mu się tu podsuwa, mimo pozorów nowości jest w gruncie rzeczy czemś, co już było — było wiele razy — nieskończenie wiele ra-