Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czekała, co daléj będzie; on zaś z roku na rok odkładał; stawał się coraz bardziéj milczący, czasami w gniew wpadał, brewerye wyprawiał; ekonom zapowiedział w końcu, że go odprawi.
— Sam pójdę! dość już tu swego potu zmarnował! Świat szeroki, głód i robotę wszędzie znajdę — odrzekł hardo.
Ekonom bał się, żeby w złości nie podpalił gumna ze zbożem, albo krów nie potruł; milczał tedy do czasu, kazał go nawet pilnować zdaleka.
— Pójdę w świat — mówił Andrzej do Ewki. — Teraz taki czas nastał, że kto rozum ma, w świat idzie... za morze, albo za Dunaj pójdę.
Chmurzył się, mówiąc o tém; zerkał z pod oka na pola, falującém żytem porosłe, na łąkę, wśród któréj drzemało jeziorko pleśnią pokryte, błotniste, przepełnione żabami. W monotonnéj, ubogiéj okolicy nie było na czém wzroku zatrzymać; Andrzej rozglądał się jednak, a im dłużéj patrzył, tém ciszéj powtarzał:
— Pójdę w świat!
Czasem i wcale nie powtarzał. Wracał do roboty i przez kilka dni jak wół pracował zawzięcie, do krwawego potu. Ekonom dawał mu za to wieczorem kieliszek wódki i o wydaleniu nie wspominał. Myśl wędrówki wzrastała stopniowo.
— Co ja tu wypracuję? — powtarzał przed Ewką, która słuchała z szeroko otwartemi oczyma i od czasu do czasu wzruszała nieznacznie ramionami. — Za młodu parobkiem będę, na starość pastuchem! Ludzie na świecie, słyszę, wzbogacają się odrazu... ten tak, ten owak grosz zarobi, ziemię kupi... i pracuje na swojém. Pójdę w świat! Ty, Ewka, mego psa pilnuj, niech