Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ramionach. Wczoraj już mu gromnicę dawano, dziś wylazł z chaty jakby nie o swoich siłach. Przytulił się do płotu, dzwonił zębami, zgasłém okiem spoglądał na strzechy słonkiem oblane, chwytał powietrze, za każdym powiewem wiatru krztusił się, kaszlał, coraz mocniéj za płot trzymał, jakby się bał, żeby go wiatr nie uniósł, nie cisnął do izby, w której śmierć czyhała na niego ze wszystkich ciemnych, okopconych kątów. Mógłby sobie nawet nieboszczyk wstać z grobu i przejść się po słońcu w ulicy, ludziska nie zwróciliby na niego uwagi — tak bardzo dręczyło każdego widmo głodu, przyczajone za porosłemi snopami żyta, pszenicy, jęczmienia, kryjące się w kopach na wpół zgniłych kartofli.
Deszcz miał już zatopić wioskę, podmył stare chaty, pozalewał dziurawe obory; przez kilka tygodni bydło stało w wodzie, a ludzie schli z żalu, ze strachu, z bezsilności, co duszę wygryza. Nad Niemnem piaszczysty brzeg rozmiękł, usunął się, unosząc kilka płotów i odrobinę różnego warzywa; czekali, kiedy przyjdzie koléj na chaty, rzędem wzdłuż brzegu stojące, spodziewali się nawet skończenia świata. Tymczasem młodzi i starzy spali po całych dniach; przebudziwszy się, wychodzili przed wrota, żeby raz jeszcze spojrzéć na niebo ołowiane, na ziemię błotem pokrytą, na zczerniałe od deszczu płoty i budynki, na sąsiada zresztą, co stojąc przed swemi wrotami, rozglądał się po mokrym świecie zaspanemi oczyma. Najstarsi przez cały wiek swój tyle nie przespali, co w to lato dziwne. W izbach duszno było, jak w arce podczas potopu; oprócz śpiących ludzi, w dni ulewy, przebywały tam wszystkie kozy, prosięta, na noc do sieni zabierano krowy i owce; —