Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jeśli to podobieństwo spostrzeże mąż, — pomyślałam, jak piorunem rażona, — obraz zniszczy, gotów zburzyć całą świątynię w gniewnéj przypadłości.
Nie dostrzegł jednak; kazał tylko wymyć i wykadzić pokój, w którym mieszkał „włóczęga,“ imienia jego nigdy nie wspominał, a jeśli czasami zasłyszał je ze strony, mruczał gniewnie i brwi ściągał.
Natomiast chłopstwo dziwnie się garnęło do tego obrazu. Z początku może tylko nowe malowanie ciekawość i zachwyt wzbudzało, przyglądali mu się podczas nabożeństwa z uwagą wielką, po chłopsku, t. j. oczy i usta otwierając szeroko, i tak sobie w nim upodobali, że wianków, kwiatów, ziół różnych znosili mnóstwo w każdą niedzielę i święto; cuda mu nawet przypisywać zaczęli, zapewne dlatego, że widząc na obrazie osób rozmaitych dużo, za świętych je mieli i w gromadną protekcyę więcéj niż pojedyńczych wierzyli.
O malarzu, gdy znikł bez wieści, téż baśnie po wioskach krążyć zaczęły. Nazywano go aniołem bożym, świętym Antonim, co często w ludzkiéj osobie na pociechę biednych po świecie chodzi; starzy tylko śmieli się z tych baśni, mówiąc, że był sobie pan dobry i tyle.
Dopiero gdy woda podmyła kaplicę, ściany runęły niespodzianie, niszcząc wszystko z kretesem, — o obrazie, o malarzu zapomniano powoli; teraz chyba staruszka jakaś bajkę o „łaskawym panie“ opowiada czasami, jak ja wam dziś o śnie złotym mojéj młodości opowiedziałam.