Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i obyczajów ptaków nie znał; czytał o tém, ale z książek nikt jeszcze natury nie zrozumiał; to téż mu wiele ciekawych rzeczy naopowiadałam.
Dziewczęciem będąc młodém, co ranka niemal, z siostrami, ze sługą do lasu po grzyby, po jagody biegałam — było więc dość czasu podpatrzéć każdego ptaka w gęstych liściach. Znałam cały ten świat, od sikory do jastrzębia. Głosy ich odróżniałam stokroć lepiéj, niż nuty na klawicymbale, a nieraz sama, przyczaiwszy się w krzaku leszczyny, nawoływałam sójki, makolągwy, pliszki, wilgi tak doskonale, że głupie leciały na mój głos gromadnie; usiadłszy na gałązce przy mojéj głowie, kręciły się, szczebiocząc, oglądając się na wszystkie strony. Ja spoglądałam na nie z pośród liści, a napatrzywszy się dowoli, wyskakiwałam z ukrycia, śmiejąc się jak opętana. Były to jedyne istoty, które zwodziłam za młodu; w naszéj okolicy kawalerów brakowało, to téż mając lat osiemnaście, wyszłam za czterdziestoletniego dziada!
Zioła wszelkie znałam lepiéj, niż aptekarz; wśród trawników, na łące, w ogrodzie uczyłam się chodzić, a jeśli nos miałam zgrabny przez całe życie, zawdzięczam temu, że zawsze na miękką trawę padałam; wówczas to już zaczynałam odróżniać praktycznie smak, zapach i kształt przeróżnych roślin, a nazwy tak mi jakoś do mózgu przyrosły, jakbym je znała przed urodzeniem.
Opowiadałam więc malarzowi o zaczarowaném państwie naszych lasów, które znałam jak własny kwiatowy ogródek. Słuchał; nie spostrzegłam nawet, kiedy wstał i stanął obok mnie przy słupie, ramieniem prawie mego ramienia dotykając. Przed oczami mialam dwie sosny z jednego pnia wyrosłe, orliki, macie-