Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I tak z kolei wyliczałam mu wszystko, co się robi w téj porze w dobrze zagospodarowanym domu. Słuchał niby, to jest patrzył mi w oczy ołowianym wzrokiem.
— Bierzmy się do pracy — odpowiadał zwykle spokojnym, zupełnie innym głosem, i już do końca posiedzenia nie mówił do mnie ani słowa.
— Nudzi się! — powtarzałam zdziwiona. — Wiosna na dworze, ptaki wszystkie wróciły, co godzinę słychać nowy głos starego znajomego; rośnie wszystko, rozwija się, zielenieje; nawet bydło i owce, wracając z pola, podskakują jak opętane, a on się nudzi!
Gdy myślałam o tém, w pamięci, w sercu, które do śmierci bywa głupie u kobiety, rodziły się dawniejsze wspomnienia; i ja nudziłam się tu kiedyś, dawniéj, dopóki w głowie majaczyły panieńskie zachcianki. Wspomnienia uczyniły mnie pobłażliwszą dla malarza, — spoglądałam na niego z coraz większém współczuciem. Podczas malowania w pokoju panowała cisza; muchy tylko, ogrzane słońcem, odżyły gromadnie, obsiadły okna, sufit, pełzały po podłodze; słońce ogrzewało mi zwykle plecy i szyję; rozkoszne ciepło orzeźwiało z początku, w końcu ogarniało mię dziwne lenistwo, potrzebowałam przeciągać się jak kotka, zdrzemnąć trochę. Teraz dopiero zrozumiałam, dlaczego kobiety, pieląc, albo żnąc w polu, zasypiają między zagonami jak nieżywe — to słońce tak je do snu kołysze. Ziewałam ukradkiem, ile razy malarz obrócił się do mnie plecami. Żebym mogła wówczas robić pończochę, uchroniłoby mię to od wielu pokus. Bezczynna, musiałam się przyglądać malarzowi z profilu; nos miał cienki, czoło wysokie, oczy głęboko osadzone; w oczach téż najwię-