Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To straszniéj rujnuje, czego mam dowód na sobie. Z szacunkiem i t. d.”
Obejrzałem go raz jeszcze... Wyglądał jak nowy, nawet złotawe gwiazdki na oprawie nie zczerniały dotąd. Miałem już wówczas parę innych. Przypomniał mi zresztą smutny dzień z mego dzieciństwa. Zachować go dla siebie nie miałem zamiaru.
Chodak był okrutny! Podczas gdy list czytałem, czekał już na mnie w pokoju obok gabinetu, mrugał znacząco przeze drzwi... Przyniósł pieniądze, i odliczywszy procent, podsunął mi rewers do podpisania. Nabrałem już takiéj wprawy w tej sztuce, że bez namysłu podpisałem wszystko, co podsunął. Suma była trochę znaczniejsza — dotąd nigdy jeszcze tak znacznéj nie pożyczałem... Nadmienił zdaleka o trudności dostania pieniędzy i w téjże chwili przygryzł usta, spokorniał, oświadczył, że dla mnie zawsze, w każdej chwili i t. d. Uprzejmy był nad wyraz... Czułem się w obowiązku okazania wdzięczności!
— Panie Chodak — rzekłem, — oto scyzoryk... Stara pamiątka! Niezła rzecz! Przyjm go ode mnie, z czasem może na świetniejszy podarunek zdobyć się potrafię!
Przyjął, w dłoni ścisnął i ukłonił się kilkakrotnie na podziękowanie, uśmiechał się przytém lisim uśmieszkiem! Czy go poznał? Nie wiem...
Odtąd jednak o scyzoryku nie słyszałem wcale.