Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głowie głaskał, o książkę jakąś zapytał, a z ukosa na pannę Annę spoglądał.
Wstała i poszła ku drzwiom.
— Nie dąsaj się — rzekł, przytrzymując ją za rękę; — byłem może zaostry, ale... któż temu winien? Wierz mi, w roli „niedostępnéj” brzydko wyglądasz! Piękne kobiety powinny być dobre.
— Żadnéj roli nie gram... przekonałeś się pan...
— No, no, bez uniesień, bez frazesów! zapomnijmy i pogódźmy się, pod warunkiem, że będziesz... lepszą — i wyciągnął ku niéj rękę.
Stała oparta plecami o ścianę, z rękami skrzyżowanemi na piersiach.
— Więc cóż? odrzucasz zgodę? — spytał ojciec, a w głosie zadrgała złość dawniejsza. — Pomyśl... Możesz tego pożałować!
— Zarzucasz pan, iż nie spełniam obowiązków... lepszą być nie mogę... Robię wszystko, co do mnie należy, i nadal taką pozostanę. Jeśli się panu nie podobam, mogę ustąpić — dodała zcicha.
— Ja nikogo na uwięzi nie trzymam, wolna wola! — zawołał ojciec, ręce zatarł i zaczął śpiesznie chodzić po pokoju. Jeżeli tylko... pani się nie podoba... owszem!... témbardziéj, iż dom mój może się stać mniej miłym... dla pani. Dzisiejszy scyzoryk przekonał mnie, niestety, że zaufanie musi miéć granice... Sądziłem, byłem pewny, że dziecko moje ma najtroskliwszą opiekę, tymczasem widzę troskliwość o wszystkich, tylko nie o niego, to cóż robić! Nie ma szczęścia do kobiet!
Zaśmiał się, gadał coś tam jeszcze, ale co, nie słyszałem.