Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nierozwagę chciala wpaść np. w czyjeś ramiona, każda z nich uprzedziłaby mię chętnie, byle tylko mój honor ocalić. Miały więc i dobrą stronę te moje rezydentki. To téż nazajutrz, gdy przy rannéj kawie mąż oznajmił, że malarz najprzód mój portret wymaluje, a potém dopiero weźmie się do obrazów w kaplicy, obie rezydentki spojrzały na siebie znacząco. W ich myślach zapewne byłam już zgubioną — sam na sam z malarzem codzień przez parę godzin! Żadna z nich nie wytrzymałaby tak ciężkiéj próby bez pomocy bożéj, chociaż obie o lat dziesięć były starsze ode mnie. Naraz zaczęły mi doradzać, jak się mam ubrać, jak uczesać, żeby i pięknie i poważnie wyglądać, jak przystało na zamożną obywatelkę, mającą dwór murowany i kilkaset sztuk bydła w oborze. Miałam tedy objuczyć się wszelkiemi klejnotami, przywdziać suknię jedwabną, kwiecistą jak ornat, a figurę przykryć szalem tureckim, który na owe czasy kosztował sześćdziesiąt dukatów, akurat tyle, co dziesięć wykarmionych wieprzów, obliczając na gospodarską monetę. W bawialni miałam już kilka kobiecych portretów, udekorowanych we wszelkie rodzinne kosztowności; była to matka, babka i ciotki mego męża; wśród nich matka moja, ładna, wytworna dama, w wysokiéj, upudrowanéj fryzurze, wygorsowana należycie, z perłami we włosach i różą w malutkiéj rączce, wyglądała jak kwiatek egzotyczny obok bujnego warzywa w ekonomskim ogródku. Do szanownych, suto przybranych sędzin i podsędkowych z pińskich błot należéć nie chciałam; między mną i moją matką leżała fortuna, zrujnowana na zbytki i bale; pozostałe szczątki nie pozwoliły mi się wykierować na tak wykwintnie ele-