Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z marzeń mniej lub więcéj ponurych zbudziła ją dotkliwa rzeczywistość: Jan, usłużny, nadskakujący w pierwszych dniach, wkrótce zaczął się zaniedbywać. Znikał zrana, około południa podawał zimny samowar, na obiad musiała chodzić do restauracyi, wieczorem nie pokazywał się wcale... Gdy raz, czekając do późna na światło i herbatę, poszła przez ciemny kurytarz do kuchni, przez uchylone drzwi ujrzała stróża i Jana przy stole, którzy zapijali herbatę, dolewając do szklanek to z czajnika, to z wrzącego samowara. Lampka ścienna oświecała ich siwe głowy; samowar buchający parą, chleb, szklanki, kilka kawałków cukru i bułki na talerzu, widocznie dla niéj przeznaczone. To jeden, to drugi ściskał w palcach bułeczki, wybierał lepszą, inne zostawiał na talerzu.
— Siedzi sama, jak wilk? — mruknął stróż pytająco.
— A siedzi... Bodaj ją choroba!... Wczoraj dwa złote wydał, onegdaj złotówkę, a pierwszego dnia, jak przyjechała, za karetę zapłacił własnemi pieniędzmi. Jéj to ani w głowie... akurat jak gdyby do swego królestwa przyjechała. Bez grosza przy duszy widać, czy jakie licho?... A mnie co do tego? Z palca dla niéj nie wyłamię. Jutro na cały dzień pójdę z domu, niech szelma zębami dzwoni!...
Stróż coś tam dodał od siebie, ale daléj już nie słuchała. Cichutko, unosząc ogon szlafroczka, wróciła do pokoju. Tegoż wieczora jeszcze zwróciła Janowi należność i dała rubla na piwo. Trzeba było mrzonki odłożyć na stronę i pomyśléć o życiu. Z resztek kapitału tymczasem nie mogła dostać ani grosza, za stroje kosztowne nie otrzymałaby nic prawie, a przytém fanto-