Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z ukosa na sofę, widzi szpetny profil Ezopa: ogromne ucho, szpakowaty zarost, nizkie czoło i sterczącą czuprynę; przy najlżejszém jego poruszeniu zamyka oczy, tłumi oddech. Pewną jest, że on nie wytrwa w roli nieznajomego; gbur z natury, nie zrozumie, że go poznać nie chciano, i pierwéj lub później zwróci się do niéj z powitaniem. Teraz może obmyśla, od czego zacząć rozmowę, waha się, chciałby i nie śmie. Dostrzegła, że parę razy niechcący spojrzał w jéj stronę. A może to nie on? Widziała go przed trzema laty; przez ten czas postarzał, posiwiał i jeździ pierwszą klasą! Mógłby sobie jechać chociażby na lokomotywie, byleby nie w jednym z nią wagonie, teraz, kiedy ze wszystkich swych znajomych jego jednego spotkać nie chciała. Oh! takich jednostajnie szpetnych trudno spotkać. Jakżeby tryumfował, gdyby wiedział, że ona jedzie samotna, bez sługi nawet, samiuteńka, tak opuszczona, że, w razie nagłéj śmierci w wagonie, niktby się o nią nie dopomniał, nikt, ani żywa dusza z tysiąca bliższych i dalszych znajomych! Najnędzniejsza pasażerka, ta obdarta kobieta z dzieckiem, co wsiadła gdzieś tam do ostatniego wagonu, ma przy sobie męża, brata, czy kochanka, draba w dziurawéj siermiędze, z piłą i workiem na ramieniu; szli razem, a kiedy w pośpiechu ktoś trącił kobietę, drab plunął w ślad za nim. Widziała to z okna swego wagonu; wówczas jeszcze Ezopa nie było, mogła się rozglądać swobodnie; teraz udaje śpiącą, wie, że skorzystałby z każdego jéj ruchu, żeby się obejrzéć i znajomość odnowić. Wstrętny! Szpiegował ją zawsze! I teraz na rozstajnych drogach stanął przed nią z miną sfinksa. On jeden mógłby rozplątać zagmatwaną chwilowo zagadkę jéj przyszło-