Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sterczały na skroniach, z łysiny pot spływał na nos, na policzki, z pod rozpiętéj koszuli widniała czerwona szyja i nagie, gwałtownie falujące piersi; z wielkiego gniewu do słowa przyjść nie mógł, połykał ślinę i zaciskał potężne pięści.
— Jegomość — szepnęłam niby z delikatności, w istocie zaś głosu mi brakło, — jegomość strasznie wzburzony!
— Panie mój! — ryknął, tłumiąc gniew — tu pies wściekły oszalałby z gniewu, cóż dopiero zwykły człowiek! Słuchaj jéjmość!
Przysiadł na krzesełku u drzwi i znowu powstał.
— Słuchaj jéjmość, dziś wyjeżdżam, wrócę jutro wieczorem, rozumiesz?... Żeby mi do tego czasu malarza w domu nie było! Zabiję go, zmiażdżę, na kawałki posiekam i srokom oddam, jeśli ten psubrat jeszcze mi w drogę wlezie choć na minutę! Włóczęga, Barabasz, hajdamaka jakiś! lu...dzi... mnie... buntuje!... Czart go strzegł... byłbym go w téj chwili do piekła odprawił, żebym przy robocie znalazł! Nauczyłbym kanalię! Jéjmość sama się z nim rozmów; kaplicy nie skończył, ale dyabeł go bierz, sprowadzę innego! dziś jeszcze każ go psami wyszczuć. Urwis! Słyszane rzeczy! Onegdaj Jaśko stajenny powiada do ekonoma, że jest taki dobry jak i każdy inny we dworze, bo malarz mówił, że tu wszyscy biedni i ciemni! Dziś w smolarni robotnicy podobne banialuki gadają, chleba krzyczą, kartofli, o głodzie pracować nie chcą, leżą w lesie jak barany, żaden do roboty iść nie chce, dopóki ciepłéj strawy nie dostaną! A wszystkiego ten Barabasz narobił: snuje się między nimi o świcie, o zmroku, w każdéj porze, przemawia, zapytuje, kiwa głową jak nad