nie pogruchotał. Nareszcie skoczył mi na szyję, narzucił na siebie kapę i przyprowadził mnie do łodzi, o pół mili w morzu, na miejsce, gdzie stała uwiązana łódź mego ojca.
Poczciwy ten człowiek, oczekując na chwilę stosowną do zarzucenia sieci, spał sobie w niej tymczasem, według zwyczaju starych rybaków, leżąc nawznak, przykryty kołdrą włosianą, przy plusku fal. Bałwany piętrzyły się około niego i okrywały go pianą; żaden szelest ludzki nie rozległ się po obszernych pustyniach Adryatyku. Odsunąłem lekko kołdrę, aby na niego popatrzeć. Był on w spoczynku swym obrazem siły. Zobaczywszy mnie, bynajmniej nie okazał zdumienia, jakby oczekiwał na mnie.
— Och, och! — powiedział — śniła mi się moja poczciwa stara i mówiła do mnie: „Wstawaj, ojcze, syn nasz, Daniel, powraca”.
Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/95
Wygląd
Ta strona została skorygowana.