Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie Lido, dochodził do nas monotonny i majestatyczny. Oddawaliśmy się tysiącznym marzeniom czarującym, tworzyliśmy projekty rozkosznie dziecinne.
Księżyc zaszedł powoli i zatonął w ciemniejących falach widnokręgu, jak dziewica czysta w pościeli. Byliśmy czyści, jak księżyc, który zdawał się rzucać nam spojrzenia ochronne przed zanurzeniem się w łonie wód.
Ale niebawem dał się uczuć chłód i opona białej mgły rozciągnęła się na trzęsawiska. Zamknąłem camerino, otuliłem Blankę moim czerwonym płaszczem; usiadłem przy niej, objąłem ją własnemi ramionami dla osłonięcia przed zimnem, ręce i ramiona rozgrzewałem tchem własnym. Rozkoszny spokój zdawał się spływać jej do serca od czasu, jak prawie wymusiła na mnie przyrzeczenia zaślubienia jej. Lekko skłoniła głowę na me ramię.
Noc się posunęła; od sześciu godzin w rozmowach czułych i namiętnych wylewał się zapał dusz naszych.
I mnie też zdjęło miłe znużenie, i usnęliśmy we wzajemnem objęciu, czyści jak jutrzenka poczynająca już bielić widnokrąg. Była to nasza noc przedślubna, nasza jedyna noc miłosna, noc dziewicza, która nigdy nie wróciła już więcej, i której pamięć nigdy zbrukaną nie była.
Zbudziły mnie głosy szorstkie.
Pobiegłem na przód gondoli i spostrzegłem kilku ludzi zbliżających się do nas. W chwili wy-