Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciwnika za obie nogi, tak, iż piersiami padł na balustradę. W mgnieniu oka uniosłem go z ziemi i zrzuciłem do kanału. Jest to gra, którą uprawiają w Chioggii chłopcy między sobą. Ale nie miałem czasu zauważyć, że okno było o dwadzieścia stóp od wody, a biedny cameriere mógł nie umieć pływać.
Szczęściem dla niego i dla mnie, wypłynął natychmiast i zaczepił się za łodzie stacyjne. Przerażenie zdjęło mnie na chwilę, gdym zobaczył, jak dał nura; ale widząc, że ocalał, pomyślałem i o ocaleniu własnem; on bowiem ryczał z wściekłości i gotów był zwalić na mnie całą służbę z pałacu Aldinich. Wpadłem w pierwsze drzwi, jakie napotkałem, i biegnąc po galeryach, miałem już spuścić się ze schodów, kiedym usłyszał pomieszane głosy, idące na moje spotkanie. Czemprędzej więc wbiegłem na górę, ku poddaszom pałacu, gdzie ukryłem się na strychu, wlazłszy pomiędzy stare obrazy, zjedzone przez robactwo, i połamane sprzęty.
Przebyłem tam dwa dni i dwie noce bez pożywienia, nie śmiąc torować sobie drogi śród mych nieprzyjaciół. Było tyle ludzi i tyle ruchu w tym domu, iż nie można było kroku zrobić bez spotkania się z kimś. Przez okienko słyszałem gawędy sług, przebywających w galeryi o piętro niżej. Rozmawiali o mnie prawie ciągle, tworzyli tysiączne przypuszczenia o mojem zniknięciu i odgrażali się dać mi dobry poczęstunek, jak tylko mnie złapią.
Słyszałem też mojego pana, jak na gondoli