Przejdź do zawartości

Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tnie, rozkosznemi były dla mnie u stóp pałacu Aldinich, dzięki pysznemu głosowi kobiecemu z towarzyszeniem arfy, którego dźwięki wyraźne dochodziły aż do mnie.
Okno, którem wybiegały te boskie dźwięki, położone było tuż nad moją głową, a wystający balkon służył mi za ochronę przeciw upałowi słonecznemu. Mały ten zakącik był moim rajem, a ilekroć tamtędy przechodzę, drży mi serce na wspomnienie tych skromnych uciech mojej młodości.
Namiot jedwabny osłaniał wtedy kwadratową balustradę z białego marmuru, zszarzałą przez wieki i obrosłą roślinami ściennemi, starannie utrzymywanemi przez piękną właścicielkę tej siedziby, gdyż była ona piękną; widziałem ją kilka razy na balkonie, a słyszałem jak mówili inni gondolierzy, że to kobieta najmilsza i najbardziej upodobana w całej Wenecyi.
Mało mnie obchodziła jej piękność, lubo młodzież z ludu weneckiego zwraca oczy na kobiety najwyższych sfer, i nawzajem, jak zapewniają. Ja byłem tylko zasłuchany, a gdy się ukazała, serce mi biło, ponieważ ukazanie się jej dawało mi nadzieję, że ją wkrótce usłyszę śpiewającą.
Dowiedziałem się też od gondolierów stacyjnych, że instrumentem, na którym sobie przygrywa, jest arfa; ale opisy ich były tak niedokładne, że niepodobna mi było wyrobić sobie jasnego pojęcia o tym instrumencie. Akordy jego mnie zachwyca-