Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nasi zabierał się do wyjścia. Ja zaś nie mogłem znieść tej myśli, ażeby on, z narażeniem się, stawał w charakterze obrońcy kobiety, którą, ja jakoby skompromitowałem. Chciałem przynajmniej pójść za nim i wziąć na się połowę odpowiedzialności. Lecz on, dla powstrzymania, przytoczył mi niezbite powody, wyciągnięte z wielkoświatowego kodeksu. Ja tam tego nie rozumiałem, a czułem się w tej chwili uniesiony gniewem na zuchwalstwo Hektora i jego niegodziwe zamiary. Alezya usiłowała mnie uspokoić, mówiąc:
— Dotychczas masz pan tylko te prawa, na jakie mnie podoba się pozwolić.
Wymogłem przynajmniej pozwolenie towarzyszenia Nasiemu, i przedstawienia się Grimaniemu, pod warunkiem, iż nie powiem ani słowa bez pozwolenia Nasiego.
Właśnie Hektor zeskakiwał z konia, zdyszany, spocony.
Silnie, z nieprzyzwoitem przekleństwem, uderzył szpicrutą biednego konia za to, że okaleczony i rozkuty, nie biegł, jak wymagała niecierpliwość pana.
W tym początku i w całem zachowaniu się Hektora uważałem, iż nie wie, jak się ma obrócić w położeniu, w które popadł lekkomyślnie. Trzeba było albo okazać się heroicznym wskutek silnej miłości i zazdrości niepohamowanej, albo niedorzecz-