— To przyjdź pan dziś wieczorem do parku; mur nie bardzo wysoki. Ja będę w alei, dotykającej muru, obok posągu, który łatwo znajdziesz, idąc od kraty wciąż na prawo. O pierwszej w nocy.
Znów ucałowałem ręce signory.
— O, pani, pani! — rzekła Lila tonem smutnego i łagodnego wyrzutu.
— Nie sprzeciwiaj mi się, Lilo! — odparła gwałtownie signora. — Wszak wiesz, com ci powiedziała dziś rano.
Lila zdała się przerażoną.
— Co ci mówiła signora? — zapytałem dziewczynę.
— Że się zabije — odparła, zanosząc się od płaczu Lila.
— Pani chcesz się zabić! — zawołałem. — Tak piękna, wesoła, szczęśliwa, kochana!...
— Kochana, Lelio! — odparła z miną zrozpaczoną. — A kto mnie kocha?... Biedna tylko matka moja i ta dobra Lila.
— I ten biedny artysta, który ci tego nie śmie powiedzieć, a oddałby za to życie własne, abyś ty swoje polubić mogła.
— Kłamiesz pan! — rzekła silnie. — Ty mnie nie kochasz.
Pochwyciłem ją konwulsyjnie za ramię i patrzyłem na nią osłupiały.
Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/186
Wygląd
Ta strona została skorygowana.