Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

waszą o lekceważeniu przez was nabożeństwa, oraz o łatwości, z jaką dajecie posłuch płochym gawędkom młodych łudzi, wdzierających się do waszego towarzystwa.
Zniknął za drzewami w tłumie modlących się, a my staliśmy kilka chwil, jak wryci, obawiając się zdradzić jakiem poruszeniem.
— Na miłość Boską! Pani, odejdźmy! — rzekła do signory Lila, podszedłszy bliżej. — Pan syndyk Cignolo, który od kwadransa chodzi pod kościołem, może poznał panią, albo usłyszał, co pani mówiła.
— Nieinaczej, gdyż i sam do mnie przemówił — odrzekła signora, której czarne brwi zmarszczyły się z pewnym rodzajem lekceważenia podczas przemowy syndyka. — Ale mnie to średnio obchodzi.
— Ja odejść muszę, signora — powiedziałem, podstępując; — minutę dłużej pozostając, do reszty zgubiłbym panią. Skoro pani wie, gdzie mieszkam, wyda mi pani swe rozkazy...
— Proszę zostać — odezwała się, silnie mnie zatrzymując. — Jeśli pan odejdziesz, ja stracę jedyny sposób uniewinnienia się. Nie drżyj, Lila. Nie mów ani słowa, zakazuję ci. Kuzynie mój — mówiła dalej, podnosząc nieco głos — podaj mi rękę i chodź ze mną.