Przejdź do zawartości

Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dał on na mnie z pod oka tak niedowierzająco i głęboko, że trudno mi było powstrzymać się od śmiechu. Odparłem więc signorze z miną jeszcze bardziej poufną:
— Przewidziałem życzenie pani i fortepian właśnie nastrojonym jest na ton orkiestry w San-Carlo. który zniżono podczas ostatniego sezonu z powodu mojego zakatarzenia.
Wtedy signora wzięła kuzyna z miną teatralną i spiesznie uprowadziła go w ogród. Kiedy się tak przechadzali pod fasadą, ja ukryłem się za kotarą i słyszałem ich rozmowę.
— To samo właśnie chciałam ci powiedzieć, kochany kuzynie — mówiła signora. — Człowiek ten ma fizyognomię dziwną, przerażającą; on pojęcia niema o fortepianie i nie poradzi sobie nigdy z jego nastrojeniem. Zobaczysz! To jakiś rzezimieszek, bądź pewnym. Miejmy ciągle na niego oko, a ty, przechodząc obok niego, trzymaj zegarek w ręku. Przysięgam ci, że gdy, nie myśląc o niczem, przechyliłam się ku fortepianowi, aby powiedzieć, iżby go zniżył, on wyciągnął rękę, aby mi porwać mój złoty łańcuch.
— Eh! żartujesz, kuzynko. Niepodobna, aby jakiś łotr był tak zuchwałym. Ja nie to właśnie chciałem powiedzieć, a ty udajesz, iż mnie rozumiesz.
— Ja udaję, Hektorze? Ty mnie posądzasz