Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Na imię nieba! signora — przerwałem — proszę nie powtarzać? słów wyrzuconych w gorączce i wierzyć, że ja podlegam drażnieniom nerwowym, przyprowadzającym mnie do szału. W takiem usposobieniu wszystko mi zawadza, wszystko mnie nęka...
— Ja nie pytam, dlaczego podobało się panu wyrazić zdanie tak dobitne o tej młodej panience z loży; proszę mi tylko dopowiedzieć resztę swojej biografii.
— Ażeby być prawdomównym, muszę obstawać przy wstępie. Uniesiony pierwszym napadem gorączki, początkiem ciężkiej choroby, z której zeledwie powstałem, wyobrażałem sobie, że czytam głęboką wzgardę i zimną ironię na nieporównanie pięknem obliczu panny z przedniej loży. Zniecierpliwiło mnie to naprzód, potem zmieszało, następnie wstrząsnęło do tego stopnia, żem stracił głowę i poddałem się brutalnemu ruchowi, aby zerwać złowrogi czar, krępujący wszystkie moje władze i obezwładniający mnie w najsilniejszym i najważniejszym punkcie mej roli. Niech mi wasza miłość wybaczy ten szał: ja wierzę w magnetyzm, zwłaszcza gdy jestem chory, a mózg mój słaby zarówno, jak nogi. Wyobrażałem sobie, że panna z loży przedniej wywiera na mnie wpływ szkodliwy; a podczas ostatniej choroby, która chwyciła mnie zaraz nazajutrz po mem uchybieniu, wyznaję, że mi ona często ukazywała się w malignie, ale zawsze wyniosła, grożąca, obiecują-