Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i ruchach miała tyle pewności siebie, że każdy za pierwszem spojrzeniem popełniał ten sam anachronizm, co i ja.
Lecz przypatrując się bliżej, poznałem mój błąd. Ramiona jej były szerokie i silne, ale pierś mało rozwinięta. Jeżeli w figurze ukazywała się już kobieta, miała zato pewne minki i wyrażenia zatrącające dzieckiem. Choćby naprzykład ten apetyt, ten brak zupełny kokieteryi, ta zuchwała niewłaściwość pozostawania sam-na-sam ze mną, wszystko to świadczyło w mych oczach, że nie mam do czynienia, jak poprzednio myślałem, z kobietą pyszną i ciętą, lecz z figlarną pensyonarką i ze zgrozą odepchnąłem myśl nadużycia jej nieroztropności.
Zagłębiłem się w tem rozmyślaniu, zapominając odpowiedzieć na znaczące wyzwanie, jakie mi rzuciła. Patrzyła na mnie bystro, a ja na ten raz nie myślałem unikać jej wzroku, lecz go badać. Miała prześliczne oczy, nieco wypukłe i bardzo otwarte; kierunek ich był zawsze widoczny, nagły i obejmujący w lot przedmiot badania. Wzrok ten, bardzo rzadki u kobiety, bystry był, lecz nie zuchwały. Znaczył objawianie się i działalność duszy odważnej, dumnej i szczerej. Wypytywał o wszystko z powagą i zdawał się mówić: — Nie ukrywajcie przedemną nic, bo i ja nie mam nic do ukrycia.
Spostrzegłszy, iż ja poddaję się jej badawczości, tknięta niepokojem, lecz nieośmielona, porwała