Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

snową, i zacząłem wyciągać z niej struny na długość fortepianu, wszystko poważnie i z prostotą.
Signora wciąż nielitościwie biła w fortepian, który zaczął już wydawać dźwięki, zdolne odstraszyć najtwardszych barbarzyńców. Spostrzegłem wtedy że ona umyślnie coraz bardziej kołatała po nim ażeby mi dać więcej do roboty, a w tej pozie zauważyłem więcej zalotności niż złości; wydawała się bowiem wcale usposobioną do pozostawania w mem towarzystwie. Wtedy powiedziałem do niej bardzo poważnie:
— Czy wasza miłość uważa, iż fortepian teraz jest strojniejszy?
— Strój jego dosyć mnie zadowala — odparła, przycinając usta, aby nie parsknąć śmiechem — a dźwięki, jakie wydaje, są nadzwyczaj przyjemne.
— Piękny to instrument — podjąłem.
— I w bardzo dobrym stanie — dodała.
— Wasza miłość bardzo biegłą jest w sztuce fortepianowej?
— Jak pan widzisz.
— Oto śliczny walc i bardzo dobrze wykokonany.
— Nieprawdaż? Któżby dobrze nie zagrał na instrumencie tak wybornie nastrojonym? Pan lubisz muzykę?
— Mało, signora; ale wasza idzie mi wprost do duszy.