Strona:PL Sand - Joanna.djvu/450

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
444

jéj życie. Głos jéj ucichł i przybrał wyrazu anielskiego kiedy sobie wiersze następne innéj piosnki wiejskiéj pod nosem śpiéwała:

En traversant les nuages,
J’entends chanter ma mort,
Sur le bord du rivage
On me regrette encor....[1]

Do mnie! do mnie! Finetko! mój piesku, do mnie, na tu, Finetko! Goń! goń!.... a huzia ha! huzia ha!
— Co ona mówi, wielki boże! — zawołał Harley załamując ręce!
— Zgromadza swoją trzodę, aby ją do domu zagonić; szczuje psa, — rzekł lékarz. — Myśli, że jest na łące; to obłąkanie chorobliwe.

— Panie Harley, chcę z panem pomówić, — rzekła nagle Joanna głosem mocnym. — Jesteś człowiekiem uczciwym, człowiekiem wedle woli boga. Moja kochana panieneczka jest aniołem z nieba.... Polecam wam panie, na rozkaz boga i najświętszéj panny, abyście się z nią ożenili. A potém, słuchajcie; udajcie się do Toull-Sainte-Crox, zgromadźcie wszystkich mieszkańców, i powiedzcie im odemnie to, co ja wam teraz powiém: Jest skarb w ziemi. Ale ten skarb nie należy do nikogo, należy do wszystkich. Dopokąd go będzie szukał każden dla siebie, żaden go nie znajdzie. Tylko

  1. Wznosząc się w niebo nad chmury
    Nad mym grobem słyszę pienia
    A brzég rzéczki méj ponury
    Oddaje żalu westchnienia.