Strona:PL Sand - Joanna.djvu/415

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
409

— Tam do djabła! wyznanie twoje bardzo mię martwi! Ja jestem równie silny na pałasze, jak i na pistolety.
— Wiém; tém lepiéj dla ciebie.
— Zdamy wybór na losy.
— Jak ci się podoba!
Harley pożegnał Leona, i oddalił się spiesznie. Wilhelm wracał z niespokojnością wielką ku wieży. Był sam.
— Arthurze, nigdzie Joanny znaleźć nie można. Szukałem ją po całych zwaliskach. Nie może być nigdzie tylko w wieży. Marsillat ją musiał gdzie ukryć. Musi gdzieś leżeć skrępowana, lub umierająca! W tém się jakaś zbrodnia okropna ukrywa. Puść mnie! puść! muszę wrócić do wieży. Zaduszę tego złoczyńcę. Wydrę mu prawdę z gardła, i wszystko połamię w jego haniebnej jamie.
— Wilhelmie, nie bądź popędliwym! — rzekł Harley. — Zważałem na wszystko, na jego zachowanie się, na jego głos, i na wszystkie szczegóły jego mieszkania. Pies Joanny wszedł z nami do wieżyczki, i już go tam nie ma, ani go téż tu nie widzę. Zdawało się mi, żem go słyszał szczekającego i wyjącego na dworze, podczas gdy z Leonem rozmawiałem. Joanna uciekła, niema najmniejszéj wątpliwości. Znajdziemy ją zapewnie na drodze.
— Twoja ufność jest szalona, Arthurze! Jeżeli Joanna tu jest, więc ją zostawiamy w rękach tego nędznika! Nie, nie, ja z tąd bez niéj nie wyjdę!
— Patrzaj! — rzekł Arthur wskazując mu przed-