Strona:PL Sand - Joanna.djvu/408

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
402

— Oho, mój panie, — odrzekł Marsiilat, — mówisz bardzo głośno, i pukasz za nadto silnie! Czy to jest twoim zwyczajem w ten sposób ludzi budzić? Dozwól mi tyle czasu, abym się mógł ubrać. A ty, — rzekł po cichu do Joanny, — skryj się za zasłony od łóżka, jeżeli nie chcesz, abym zęby wybił twojemu zazdrosnemu Anglikowi.
— Ja! ja się mam kryć za wasze łóżko? — odpowiedziała Joanna. — O nie, mój panie, tego ja nigdy nie uczynię.
— Jak chcesz, — rzekł Marsillat. — Ty i tak już za moją kochankę uchodzić będziesz, i zobaczysz co z tego wyniknie! Jak sobie chcesz, moja luba!....
— Panie Harley! — zawołał głośno, — jak ci się naprzykrzy bić pięścią w drzwi moje, to mi powiész! Uprzedzam cię, że nie jestem sam, i że nie otworzę. Proszę iść na łączce mnie oczekiwać; i tylko z daleka, bardzo proszę. Tam się dowiém, co będzie na twoje usługi.
— Otwórz, mój panie! — zawołał Wilhelm, który się już dłużéj wstrzymać nie mógł, — a oszczędzisz nam pracy wyważenia tych drzwi.
— Czy tak? więc was dwóch? — odrzekł Marsillat zimno i pogardliwie. — A zatém wyłamcie drzwi moi panowie, jeżeli macie do tego odwagę. Mam cztéry kul na wasze usługi, bo tego wcale sobie nie życzę, abyście moją kochankę widzieli.
— A zatém to ma być walka na śmierć! — zawołał Wilhelm; — bo i my jesteśmy uzbrojeni, i wejść musimy. — I wstrząsł drzwiami gniewem do rozpaczy przywiedziony.