Strona:PL Sand - Joanna.djvu/385

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
379

— Nie mówcie tego, panie Leon; — odrzekła Joanna wstając, — nie jestem ja ani piękniejszą, ani lepszą jak każda inna, i bardzo jestem nieszczęśliwa, że sobie ludzie coś takiego do głowy wbijają. Ale, odejdźmy z tąd, panie Leon, muszę wracać do Toull.
— Dészcz pada wielki, Joasiu. Poczekajmy, niech przestanie.
— Nie będzie ono padało dziś wieczór. Niebo zachmurzone, ale wiatr nie pokazuje na dészcz.
— Połuchajże sama Joasiu, jak pada strumieniem.
Joanna słuchała. W niejakiéj odległości od wieży płynął pomiędzy skałami mały potok, któren, mrucząc, taki sam szmer wydawał, jak dészcz, kiedy pada. Joasia, lubo tém uwiedziona, nie przestawała nalegać.
— Ja téż nie żądam, panie Leon, abyście ze mną szli i mokli, — rzekła, — ale my nie idziemy w jedną stronę, a ja tu dłużej zostać nie chcę. Dobra noc, panie Leon!
— Poczekajże, niech ci parasola poszukam....
— Dziękuję panu bardzo,.... nie umiałabym się z nim obejść.
— No to bądź tak dobra, Joasiu, i weź z sobą małą paczkę do księdza proboszcza z Toull. Zaraz ją opieczętuję.... Ale tu jest jeszcze inne zaskarżenie na ciebie, — dodał udając że świécy szuka; — a tyś mi nie powiedziała, co mam na nie odpowiedzieć.
— Nie odpowiadajcie na nic panie Leon, i dozwólcie im, niech mnie oskarżają, — rzekła Joanna. — Co się stało, to się stało: choćby się teraz sami do tego przyznali, że mnie skrzywdzili, tobym się już nie wróciła do zamku. Dość, że mnie nie szacują, że nie mają