Strona:PL Sand - Joanna.djvu/382

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
376

niepokoić zaczęła. To cię nie powinno dziwić Joasiu; matka każda się lęka, jeźli widzi, że jéj syn cierpi, i...
— Wszakże oni tego chcą koniecznie, że to ja jestem przyczyną wszystkiego złego co się panu Wilhelmowi stało?
— Pani Charmois tak utrzymuje; ale ja się starałem uspokoić twoją chrzestną matkę, i przekonać ją, że w tém wszystkiém nie twoja jest wina.
— Możecie to śmiało powtórzyć, panie Marsillat. Ja temu nie jestem winna, ani to nie ja jestem przyczyną, że mój panicz chrzestny tyle cierpi. To być nie może!
— O co za to, tobym odpowiedzieć nie mógł Joasiu! Wiém ja o tém dobrze, że ty nie jesteś zalotnicą; lecz czy mogłabyś przysiądz przed bogiem, żeś nigdy najmniejszéj nadziei nie dała twojemu chrzestnemu paniczowi?
— O tak, panie, tak, przysięgam na to przed bogiem; i wy możecie także przysiądz na to!
— Młoda dziewczyna często mimowolnie nadzieję robi, często sama o tém prawie nic nie wiedząc. Ty kochasz, Joasiu; a ten co cię miłością natchnął, to widzi, pomimo wszelkie starania twoje, aby mu to utaić.
— Ależ to kłamstwo! — zawołała Joanna, z wyrazem najszczérszém prawdy. — Ani na chwilę nie kochałam mojego chrzestnego panicza!
— Możesz mi dać na to słowo twoje uczciwości; Joasiu? — zawołał Leon wzruszony.
— Najchętniéj panie Leon? Ale cóż to was obchodzi? Wszak i wy mi wierzyć nie będziecie chcieli!
— Joasiu, ja ci będę wierzył; bo ja cię za nadto