Strona:PL Sand - Joanna.djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
370

najlepiéj przyjęci zostali, gdyby przybiegli na każden hałas najmniejszy.
— Poczekaj tu na mnie, — rzekł Marsillat do drżącéj Joanny. — Ja tylko pójdę poszukać światła i obudzić moję starę służącą, która, jak się zdaje, wraz z kurami na spoczynek się udaje.
— Ja pójdę z wami, panie Marsillat, — rzekła Joanna, której duszno było w tej wieży, a która obawiać się zaczęła, że ani kur, ani sług nie ma w tém mieszkaniu Leona.
— Nie, zostań lepiéj, ty nie znasz tych zakątów, i jeszcze byś się gdzie uderzyła, — odrzekł. — W tém starém zamczysku pełno jest dziur i jam niebezpiecznych. Nie wychodź z tęd ani na krok Joasiu, ja zaraz powrócę.
Wyszedł nagle i zamknął Joasię, która drżeć zaczęła na prawdę, przekonawszy się, że drzwi zewnątrz na klucz zamknięto. Jednakowo tego jeszcze nie dopuszczała, aby Marsillat był zdolnym do zbrodni, i sama sobie przyrzekła, iż żadna objetnica, żaden podarunek ją nie zmiękczy.
Marsillat w istocie nie myślał o popełnieniu zbrodni. Za nadto wątpił o wszystkich kobiétach, aby mógł wierzyć, że w podobnych rzeczach sposobność do tego nastręczyć się może. Udając się z swojemi miłostkami zawsze tylko do wieśniaczek zalotnych lub słabych, nigdy okrótnych nie znachodził; a że z wielką pogardą mówił zawsze o cnocie kobiét, niepodobna mu było nawet pomyśleć o tém, aby się mu która poddać nie miała. Dzikość i opryskliwość Joanny zdawała się mu być tylko wypadkiem nieufności wygórowanéj.