Strona:PL Sand - Joanna.djvu/364

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
358

przeciągłym wyciem odpowiedział na ten krzyk złowieszczy. Myśl smutna przebiegła Joasi przez głowę. Siliła się dostrzedz dzwonnicę w Toull, ale chmura ją osłoniła, a jej się zdało, że ją już nigdy nie zobaczy, że się nigdy do niéj nie dostanie. Pot zimny na czoło jej wystąpił; spojrzała w koło siebie i po prawéj ręce zobaczyła górę Barlot i ponure skały krwawo-ofierne.
— Jest to miejsce nie dobre, — pomyślała sobie, — i nie dziw, że czuję udręczenie przechodząc tak blisko koło tych skał nieszczęsnych. Niegdyś tu ludzi zabijano, a dusze zmarłe bez spowiedzi żądają modlitwy!
Przeżegnała się natychmiast, i właśnie Zdrowaś Maryja odmawiać poczęła, jedyny pacierz, któren umiała w raz z Ojcze nasz, kiedy pies na nowo zaszczekał, i przebiegł przez drogę, jak gdyby chciał odpędzić nieprzyjaciela, który się do nich zbliżał. Joanna się odwróciła, a widząc jeźdźca, stępem po ścieżce bystréj do góry się pnącego, stanęła na boku, aby go przepuścić, i zasunęła kapturek, aby młodość swoją ukryć.
— Cóż to Finetko, czy mię nie poznajesz? — zawołał Marsillat, którego pies po głosie natychmiast poznał i zamiatając ogonem zbliżył się do niego, aby strzemię powąchać. — Gdzieżeś się to u djabła tak późno wybrała Joasiu? — mówił daléj jeździec zwalniając stęp konia, aby się nie oddalić od Joanny, która szła ciągle. — Żebym był twojego psa niepoznał, tobym był koło ciebie przejechał, nie zważając nawet na to kto idzie. Dobry wieczór ci, moja kochana.
— Dobry wieczór panu, dobry wieczór, — odpowiedziała Joanna łagodnie wprawdzie, lecz głosem sta-