Przejdź do zawartości

Strona:PL Sand - Joanna.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
325

Przycisnął Joannę do piersi, łzami oblewał jéj ręce zimne i drzące, a gdy wyłudził na niéj obietnicę, że zostanie przy nim i przez ten dzień cały, i przez całe życie, znudzony nakoniec igrać półsłowami, jak to zwykle czynią bojaźliwi kochankowie, ośmielił się, czyli raczéj wpadł w szał gorączkowy do tego stopnia, że jej jasno i wyraźnie wyjawił miłość swoją, i swoją zawiść, a nawet i uniesienia swoje dwudziestoletniego chłopca. Nie była to mowa zuchwała Marsillata, lubo to były prośby ognistsze jeszcze, i uniesienia szałowe i zapalone piérwszéj miłości, która się winną czuje, i rzuca się w przepaść, którą długo przedtém mierzyła, miotana zawrotem, zgrozą, i ponętą.
Joanna na wszystko łzami odpowiadała, a ta boleść szczéra zdawała się Wilhelmowi być dowodem, że jest kochany, być może bez namiętności, ale z poświęceniem dość wielkiém i ślepém, aby się wszystkiego mógł od niéj spodziewać. Wtedy to dopiero Joasia wyrwała się z jego objęcia i uciekła ku drzwiom, w których nagle naprzeciw sir Arthura stanęła, i omal że w jego objęcia nie wpadła.
Ho! — zawołał Anglik, który osłupiał na widok tego przerażenia, które się w obliczu Joasi odbijało, i słysząc krzyk przytłumiony chorego, który, spostrzegłszy go, wpadł w nowe uniesienie zawiści i rozpaczy.
— Panie Harley, to nie jest nic — rzekła Joasia, któréj rysy zmienione zadawały kłamstwo jéj mowie. — Mój panicz jest bardzo chory, chciéjcie go uspokoić, bo ja go tylko gniewam, i dla tego przy nim dłużéj zostać nie mogę.
Pobiegła do swéj izby i rzuciła się na kolana przed