Strona:PL Sand - Joanna.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
296

— Bo on wszystko kocha, co jest ładne i dobre.
Panna de Boussac długo jeszcze w ten sposób rozmawiała z wielkiém zadziwieniem Joanny, która się siliła na podziękowania, niepojmując wcale téj miłości, któréj przedmiotem była. Przyjmowała ją jednak jako znak dobroci serca, i słuchała uważnie z wielką prostotą mowy pochwalnéj, którą jéj panna nad zaletami sir Arthura rozwodziła. Lecz kiedy Maryja zaczęła wyjaśniać te uczucia Joannie, które ona w nim pobudziła, spostrzegła się w krótce, że zamiast zyskiwać, coraz więcéj pola traciła, i że jakaś nieufność i zgroza, uczucia, które były całkiem przeciwne zwyczajnemu jéj usposobieniu, ogarnęły młodą dziewczynę.
— Już to drugi raz panna mię zmusza do tego, abym powiedziała co myślę, — rzekła — niewiém tylko, dla czego się panna tém tak zajmuje.
— Widzisz moja Joasiu, — odrzekła panna de Boussac, — że i ja jestem na wydaniu, że i po mnie może ktoś zajechać dziś albo jutro!
— O, jeżeli to panna dla tego tylko się mnie dopytuje, aby coś mówić, — odpowiedziała Joasia, która z wielką prostotą tym podstępem niewinnym ułudzić się dała, — to ja widzę, że będę musiała trzymać język za zębami, bobym mogła niechcący pannie co przykrego powiedzieć.
— Nigdy moja Joasiu; widzisz że i mnie równie jak i tobie za mąż się nie śpieszy, ani się téż w nikim nie kocham. Możesz przeto mówić śmiało, a ja cię proszę o twoją poradę.
— O jabym się nigdy nie odważyła na to, abym pannie radzić miała!