Strona:PL Sand - Joanna.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
229

ja dobrze że nie umiém dobrze mówić! mówię téż jak mogę i umiém.
— Czyliż on z tobą rozmawiał, ten Anglik?
— A jużci że rozmawiał; kiedym mu niosła śmietankę do herbaty, zastałam go w przedpokoju, jak sobie mył ręce, i mówił coś do mnie, ale ja nic z tego nierozumiała.
— Czy po angielsku mówił?
— Niewiém, moja panno, bom ani słowa niesłyszała.
— A czy się śmiał kiedy mówił?
— Ale gdzie tam! Zapewnie myślał, że jestem z Anglii, jak mu to panna piérwéj powiedziała.
— A ty czyś się śmiała?
— Ale gdzież tam panno. Ja się śmiać nie chciałam, bom się bała abym pannie żartu nie popsuła.
— To ani słowa po francuzku do ciebie nie powiedział?
— Nie. Wziął tylko śmietankę z moich rąk, jak gdyby nie chciał, żebym mu usługiwała, i jednę rękę moją do ust przytknął. Dalibóg, to mi się trochę śmiésznie wydało! Ale nimem się jeszcze roześmiać mogła..... a panna wie, że to u mnie śmiéch nie tak prędko przychodzi,.... Kadet nadszedł, a pan Anglik prędziutko zemknął do salonu.
— Czyś była w tedy w twoim wiejskim ubiorze?
— A jużcić, bo to było po wieczerzy.
— I czy cię to wszystko wcale nie zadziwiło?
— Nie, moja panno, bo to przecież między wami umówione było.
— A ten jego pocałunek w rękę cię także nieobraził?