Strona:PL Sand - Joanna.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
210

— Człowiek z niego jak widać bardzo prostoduszny i otwarty — pomyślała sobie pani Charmois, — i to wielka pociecha popchnąć go daléj. — Spoglądasz pan zapewnie — rzekła do niego ciszéj, podczas gdy młodzi ludzie między sobą o czém inném rozmawiali, — czy tu niema kogo coby panu mógł przypomnieć przedmiot pańskiej myśli?
— Moje myśli nie są jeszcze wspomnieniami, łaskawa pani! — odrzekł Anglik śmiejąc się.
— Czyż by chciał do mnie się brać w zaloty? — pomyślała pani pod-prefektowa, — Co za wielka szkoda, że nie jestem na wydaniu! A ta Elwirka właśnie teraz się dąsa, zamiast coby się śmiać miała, aby pokazać, że ma ładne zęby! Jak téż to te młode dziewczęta są głupie! Jestem pewną, panie Harley, — rzekła głośno z boleśném westchnieniem, że tak mały ma majątek, — że pan od swojéj przyszłéj wiele wymagać będziesz?
— O, bardzo wiele łaskawa pani.
— Pan się jak widzę nie różnisz wcale od wszystkich bogaczów w naszych czasach którzy ciągle tylko większych jeszcze bogactw pragną!
— O! ja czegoś więcéj jeszcze żądam, jak tylko bogactwa!
— Wielkiego imienia?
— Życzyłbym sobie, aby miała ładne imie, łatwe do wymówienia.
— Wielki żartownik z pana jak widzę. Jabym panu życzyła wziąć dziewczynę dobrze urodzoną. Pochodzisz pan z rodu szlachetnego, ale nie sławnego; jeżeli tedy pan zechcesz żyć w Francyi na pewnéj stopie powszechnego poważania, trzeba się będzie panu połą-