Strona:PL Sand - Joanna.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
164

większą zręcznością umieją oni łamać i zbijać choćby najlepiéj zamknięte pęta, siadają oklep na konia, wkładają na niego uzdeczkę lekką, którą mają przy sobie na pogotowiu i cwałem pędzą w swoje góry. Raguet wybierał jeszcze z swojéj okolicy inny podatek, składający się z kur, jaj, drzewa i zboża. Na piérwszy rzut oka wydawał się łagodny i słodki jak miód, mówił mało, nieodwiedzał nikogo, niedopuszczał téż nigdy, aby kto przez próg jego chaty nogą przestąpił, i, wyjąwszy morderstwo, przed żadną złą myślą, żadną zbrodnią się nie wzdrygał.
— Czy to wy panie Leon Marsillat? — zapytał głosem rozwlekłym, chociaż bardzo dobrze poznał Leona.
— Cóż ty tu robisz panie łotrze? — odpowiedział mu młody rzecznik, — czyś tu przyszedł powąchać klacz moją? Jeżelibyś kiedy miał to nieszczęście najmniejszy włosek z niéj wyrwać, posłyszałbyś o mnie w krótce.
— O! niebójcie się niczego, ja wam nigdy krzywdy nie zrobię, panie Marsillat, i wy mi także krzywdy zrobić nie będziecie chcieli.
— Mógłbym ci jednak wiele krzywdy zrobić, niezapominaj nigdy o tém.
— O to nie uchodzi wcale, panie Leonie Marsillat, byliście moim obrońcą.
— Tak, jakbym nawet samego djabła był obrońcą, gdyby mi, jako rzecznikowi, swoją sprawę powierzył; ale nie jestem obowiązany wcale nim być zawsze; a że teraz wiém, do czego jesteś zdolnym.....
— O nie mój panie! nic niewiécie, bom się do niczego przed wami nie przyznał.