Strona:PL Sand - Joanna.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
149

my bardzo radzi przechować cię u nas i żywić, jak tylko będziemy w stanie najlepiéj.
— Dziękuję wam, moi dobrzy ludzie za wszelką waszą przyjaźń, — odpowiedziała Joanna, — ale ja wiém dobrze, że jesteście sami biédni, i nie mało macie ciężaru ze swoich własnych rodzin, ażebym jeszcze i ja go powiększać miała. Jestem młodą, robota się mi jeszcze nie sprzykrzyła, i postanowiłam wynająć się w służbę do jakiego folwarku.
— Ale ś. Jan już przeszedł, a ś. Marcin jeszcze daleko Joasiu! Trzeba ci będzie koniecznie u kogoś mieszkać, chcąc do tego czasu poczekać.
— Moi kochani, — rzekł Wilhelm — bądźcie jeno spokojni; ksiądz proboszcz i moja matka, pani Boussac, wezmą to na siebie umieścić gdziekolwiek Joasię przyzwoicie.
— Zgoda tedy, — rzekł wuj Germain, który w imieniu wszystkich mówił; — jeżeli dziedziczka z Boussac się tém zajmie, to my jesteśmy radzi. —
Wszyscy odeszli uściskawszy Joannę, która szlochała, a proboszcz wszedł w téj chwili z Marsillatem. Wielka-Gotha sama jedynie pozostała z człowiekiem bardzo złego pozoru, który koło siebie dziko spoglądał, i Wilhelma nieprzyjemnie raził swoim uporem zatrzymania swego kapelusza na głowie, podczas gdy wszyscy swe głowy przed proboszczem odkryli.
— A teraz rzekła ciotka, — podziękuj-że Joasiu księdzu proboszczowi i twojemu panu chrzestnemu; a potém pójdzież z nami, moja lubko, bo będziesz mi potrzebną.
— Nie moja ciotko, — odpowiedziała Joanna ze