Strona:PL Sand - Joanna.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
131

było przyjemniéj być tu przy tobie, i przy tém biédnem ciele, nad którém czuwać i moim jest obowiązkiem?
— A to zostańcie paniczu! — rzekła Joanna, — niewiém nawet, co wam powiedzieć, aby wam za to wszystko podziękować.
Proboszcz w istocie drzémał. W początkach swojego czuwania był nieco wzruszony obecnością téj Joanny, któréj twarz dziewicza często w jego snach i myślach mu się pojawiała. Ale ksiądz Alain, istota łagodna i pobożna, nieposiadał tego ukształcenia ognistego, wrzącego, w którém burzący się popęd przyrodni i nadzieja miłości z przeciwieństwami walczącéj wyradza namiętność, szaleństwo i zbrodnię. W nim była przyroda uczonego, chociaż wcale uczonym nie był; brakowało mu do tego środków, a czynności księdza i plebana wiejskiego sumiennego i litościwego nie dozwalały mu ani tyle czasu, ani tyle pieniędzy mu nie donosiły aby się mógł był w czém kolwiek wykształcić dokładnie. Lecz on posiadał ową dobrotliwość, ową spokojność duszy, owe rozkosze dziécięce i niewinne, owę skłonność do łatwego zapomnienia siebie-samego, i ową niewinność obyczajów, które są własnością człowieka szczérze i otwarcie umiejętność miłującego. Joanna była dla niego istotą bardzo drogą, i w tém uczuciu szedł tylko za przyrodnim popędem swojego zdrowego rozsądku i swoich skłonności; bo ta dziewczyna bez oświaty wszelkiéj i obłudy prawdziwie była tém, co on w mowie swojéj tajemniczéj nazywał: źwierciadłem czystości, różą bez plamy. A potém, Joanna była to piękność wzorowa; poczciwy Alain niémiał dopiéro lat trzydzieści; a posiadał i oczy, i smak, i tkliwość; nie dziw