Strona:PL Sand - Joanna.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
129

więcéj téż jak wszystkich innych wzburzoną została wzruszeniami nieprzewidzianemi tego dnia, sam jeden zupełnie czuwał, i wolnym krokiem przechadzał się niby straż czujna w niejakiéj odległości od dziewicy z pod Ep-nell. Od czasu do czasu się zatrzymywał i spoglądał na nią z wielkim wzruszeniem. Może i ona zasnęła w postawie modlącéj się?.... — Jéj płaszczyk szary, którego kaptur na znak żałoby na głowę swoją zasunięty miała, nadawał jej przy świetle księżyca pozór widma. Proboszcz całkiem czarno ubrany, i nieboszczka w swoim białym całunie, tworzyli wraz z nią obraz ponury i smutkiem przenikający. Od czasu do czasu, ogień stłumiony kupami gruzów przedstawiał w nieskończoném zmniejszeniu widok wulkanicznych wybuchów. Wyrywał się bowiem z pod nich z lekkim łoskotem, rzucał daleko okopciałą słomą, która go pokrywała, i wznosił się wysoko w rzutach płomieni aby za chwil kilka na nowo zagasnąć. Te płochliwe blaski wszystkim przedmiotom jakby ruch nadawały. Zdawało się że zmarła na kamieniu się rusza, a Joasia wszelkim jéj ruchom się podaje, jak gdyby ją ukołysać chciała w tym śnie jéj ostatnim. W dali odzywały się głuche rżenia kilku klaczy na paszy i szczekanie psów po folwarkach. Żaba zielona mokrzysk skrzeczała głosem swoim jednostajnym; a co śród tych głosów, nietroskających się o cierpienia, i wzruszenia ludzkie, najdziwniejszego było, to śpiéw świerszczy w kominie, tych nigdy spaleniu nie ulegających gości domowego ogniska, które uradowane ciepłem kamieni, biegały po zwaliskach swojego schronienia zwołując i odpowiadając sobie głośno śród nocy milczącéj i donośnéj.