Strona:PL Sand - Joanna.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
126

stratę wynagrodzić, a ja wam wtedy to samo zwrócę wszystko coście utracili.
— Milcz, idź mi z oczu niedołęgo! — zawołała czarownica w rozpaczy. — Niewiedzieć ktoby ci téż w świecie chciał co dobrego wyświadczyć; mogłaś była dotąd dosyć szczęścia do domu twojéj matki sprowadzić, aleś tego nie zrobiła! Nie, nie! Ja cię znam dobrze! Idź sobie precz odemnie! Twój panicz chrzestny tak dobrze ci nic nie da jak i drudzy, bo ty i jemu tak mało będziesz do woli jak i drugim. Ty jesteś dziéwcze niedbałe i bez serca!
— Ale ja wam powiadam ciotko, — odrzekła Joanna, która niepojmowała wcale nikczemnych przymówek swéj ciotki, — że mój chrzestny panicz już mi wiele dobrego wyświadczył! Ah, mój boże! żebym tylko znalazła to co mi dał w Toull, tobym was zaraz pocieszyła!
I Joasia zaczęła szukać i przewracać po kieszeniach za pieniędzmi od Wilhelma, na które dotąd wcale nie pamiętała.
— Więc ci dał co? — zawołała ciotka, — cóż on ci dał? gdzieżeś podziała? o zapewnieś zgubiła! albo wrzuciłaś może do jaskini boginek!....
— Oto, oto jest, macie moja ciotko! — rzekła Joanna znalazłszy pieniądze, starannie obwinięte w papiér i różańcem obwiązane, — weźcie je, jeno żywo, to was trochę może pocieszy z waszéj straty! — A widząc że jéj ciotka się nieco uspokoiła, wróciła do swojéj matki.
— Ta Joasia nie lada musi być głupia! — ozwali się ludzie przytomni, — że tak rozdaje to co ma; i to kobiécie, która ściągnęła piorun na jéj chatę. Żeby to kto z nas był na jéj miejscu, niezostawilibyśmy jej za-