Strona:PL Sand - Joanna.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
118

Niepodobna było Wilhelmowi wbić w głowę tym ludziom, że przynajmniéj jedną stratę jej wynagrodzi. Niektórzy kiwali głową, mówiąc:
— Łatwo gadać, ale jak litość minie to i piéniędzy nikt nie zobaczy.
Większa część ludzi nie znała Wilhelma de Boussac, uważali go za urzędnika rządowego. A w końcu wszyscy się kupili, aby rozwodzić żale:
— Niech kto chce chacinę nazad odbuduje, zawsze to chata się pali. Zawsze to jeno majątek się pali i ginie. Jakżeż to człowiek biédny jest nieszczęśliwy. O Jezu mój Jezu! tegoż nieszczęścia jeszcze trzeba było!
I wszczął się chór jęków i narzekań podobny do chóru więźniów w starożytnych trajedyach, a Wilhelm, zniecierpliwiony temi krzykami, zrzymając się na próżno przeciwko osłabieniu ducha które zwykle u wieśniaka przestrach i niespodziewana zgroza sprowadza, niemógł na żaden sposób do tego doprowadzić, aby ustawić łańcuch ludzi, i tym sposobem korzystać z konewek które przyniesiono i wody która koło domu płynęła.
Wilhelm chciał właśnie wpiąć się na dach do Marsillata, który jakby Herkules pracował przy pomocy piąciu czy sześciu owych silnych wieśniaków, owych chłopaków z dobrém sercem, którzy w tém niejako dumę swoją kładą, aby dobrze czynić, a których najmniejsza podnieta do wszystkiego co dobre zapali; prawdziwe wzory ochotników z czasów Rzeczy-pospolitéj i pieszego żołniérza césarstwa, — ale w téj chwili spostrzegł Joannę zjawiającą się, i już o niéj tylko myślał.