Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czuł zupełnie szczęśliwym! Tylko na nieszczęście musi tu być gdzieś jego ojciec lub matka. Zapewne jacyś strudzeni przechodnie, którzy niedaleko w mojem sianie spoczywają, a widząc drzwi od stajni odchylone, wygodnie tu położyli dziecko. Szukam, wołam, kręcę się, powracam i nie znachodzę nikogo. Wracam do dziecka, mówię do niego ale mi nie odpowiada. Myślałem że może głuchonieme. Przypatruję mu się uważniej i zobaczyłem u jego kapelusza przypięty bilet tysiącfrankowy. Ho, ho to nie biedak! Komu do diabła chciałoby się opuszczać takie piękne dziecię? Biorę go na ręce i niosę do domu. Przybyłem właśnie w chwili, kiedy Zuzanna powiła mi córkę.
— Wszystko dobrze idzie, powiedziałem jej, przynoszę ci dla niej męża. Prosiłaś Boga o syna; włożył ci więc małego Jezuska do żłoba. Jeżeli go nam zechcą odebrać, musimy oddać pieniądze przy nim znalezione. Jeżeli nam go zostawią, na honor! Bóg go nam dał, niech się dzieje Jego wola.

XXXII.

Udałem wielkie zdziwienie i zadawałem im mnóstwo pytań, bo byłem ciekaw jak mi na nie Michelin odpowie.
— Gdybym był świadom czegokolwiek, odrzekł, powiedziałbym panu pod sekretem, bo pan umiesz rozsądnie poradzić i zastępujesz naszego pana; ale nie mam się z czem zwierzać, bo niczego domyśleć się ani pojąć nie mogę. Nie widziano tu od dwóch miesięcy cienia obcego człowieka. Miałem z początku zamiar rozglądnąć się gdzie po świecie i wypytywać się, czy nie widział kto jakiego przechodnia z dzieckiem czteroletniem na drodze koło „Fijołka lub koło Montesparre“; ale przyznam się panu, że nie bardzo życzyłem sobie dochodzić tego.