Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W trzy godziny później byłem już w Montesparre, i dyliżansem udałem się do pobliskiego miasteczka. Tam odpocząłem nieco, i dzięki idącemu właśnie drugiemu dyliżansowi, pojechałem do Paryża, zkąd napisałem list do Michelin’a, że jadę do niego z rozkazu pana hrabiego, aby przeglądnąć rachunki doroczne i zobaczyć, czy nie potrzebuje jakich reparacyj. Równocześnie zmienionem pismem wygotowałem list drugi, który rzuciłem do innnej skrzynki pocztowej i który zawierał co następuje: „Dziecię znalezione przez was w żłobie, nie jest zrodzone w nędzy. Wychowujcie je razem z waszemi i nie starajcie się dowiadywać o jego rodzicach; będą oni czuwać nad niem, i jeżeli będziecie rozsądnie postępować i nie będziecie się powodować płonną ciekawością, otrzymacie co roku, aż do jego pełnoletności, taką samą kwotę, jaką znaleźliście przy nim. Połowa tej sumy będzie wam udzieloną za podjęte koło niego starania, a druga połowa będzie przeznaczona na koszta jego utrzymania i pierwszej edukacji. Żąda się przedewszystkiem, aby edukacja jego nie różniła się w niczem od tej, jakie dzieci wasze pobierać będą.“
Po wysłaniu tych dwóch listów, przygotowałem się powtórnie do drogi do Flamarande. Wolałbym był nie wracać tam tak prędko, ale urządziwszy się raz już tak jakbym nie miał nic wspólnego z ich stajnią i żłobem, byłem znowu niespokojny o mego drogiego malca i chciałem wiedzieć jak go przyjęli, i czy mieli o niego staranie.
Zastałem rodzinę Michelin’ów uszczęśliwioną. Synowa przed dwoma tygodniami powiła dziecię, i wracała właśnie z kościoła. Musiałem się powstrzymywać, aby jakiem niewczesnem zapytaniem nie obudzić ich podejrzeń, a jak tylko zobaczyłem małego Gastona w takiem samem niedzielnem ubraniu jak inne dzieci, z wstążkami i dzikimi pierwiosnkami u kape-