Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jesteś i muszę ci powiedzieć, że jesteś trochę szalonym!
— Nie spierajcie się z nim, wtrącił pan Salcéde. Teraz nie ustąpi, pozwólmy mu się namyśleć. Pani Montesparre zajechała, chodźmy naprzeciw niej.
Wszyscy wyszli. Skorzystałem z chwili i podziemnym kurytarzem dostałem się na wieś.
Zgnębiony i prawie umierający zażądałem przytułku w chacie o dwie mile od Flamarande. Dalej zawlec się nie mogłem, chciałem przez noc wypocząć a nazajutrz pojechać do Paryża. Napisałem do hrabiny list pełen szacunku z prośbą o uwolnienie od obowiązku i uwiadomiłem ją zarazem, że jestem gotów dać wszelkie wyjaśnienia i wskazówki co do jej interesów majątkowych a adres mój złożę w jej hotelu w Paryżu.
Przepędziłem okropną noc u biednych górali a nazajutrz dostałem się do Murat. Tu opuściły mnie siły zupełnie i trzy dni przeleżałem w gorączce. Czwartego dnia zachwiało się moje postanowienie. Trudno mi było opuścić ich na zawsze i zdecydowałem się prosić pani Montesparre o jakiekolwiek w jej domu zajęcie, aby tylko być blisko Flamarande i wiedzieć od czasu do czasu co się tam dzieje. Przypuszczałem, że udało im się już przekonać Gastona i że pojechali razem do Paryża, by uregulować świetne stanowisko Gastona. Piątego dnia dowlokłem się nareszcie po dwóch dniach pieszej wędrówki do Montesparre. Zmęczony usiadłem na pierwszej lepszej ławce w parku; zapadłem w stan zupełnego odrętwienia i pomimo że słyszałem w pobliżu jakieś głosy, nie miałem siły powstać i zrazu nie siliłem się rozpoznać, kto mówi. Nareszcie zbliżono się do mnie o tyle, że słowa pani Flamarande i pani Montesparre wyraźnie obiły się o moje uszy. Pani Montesparre nalegała koniecznie, żeby hrabina Rolanda przyrzekła