Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Cicho bądź, odpowiedział Gaston, nie wiesz stary, co mówisz. Jeśli wyrzekam się mego ojca, to nie dla tego, żeby mieć drugiego. Nie wyrzekam się mniejszego majątku dla większego, choć Bóg widzi, jak kocham pana Alfonsa. Ani ja, ani Karolina nie pozwolilibyśmy, by się dłużej dla nas poświęcał. Zresztą obce mi są wszelkie towarzyskie zwyczaje i względy, krępować się niemi nigdy nie myślę.
— Ja to otworzyłem ci niepotrzebnie oczy i chciałem cię przekonać o ich doniosłości, przerwał mu Roger. Widziałeś mnie wzburzonym, szalonym.
— Widziałem cię nieszczęśliwym, odpowiedział Gaston, i złożyłem wtedy przysięgę, której nie naruszę. Powiedziałem ci, że pragnę być tylko Esperancem Michelin, i że to jest jedynem mojem życzeniem, wolałbym żebrać, aniżeli widzieć cię raz jeszcze z mojej przyczyny w takim stanie jak wczoraj!
— A, mój bracie, to nadto sroga kara za jedną złą chwilę mojego życia! Nie chcesz mi sprawić rozkoszy odzyskania twego szacunku?
— Nie mam cię za co karać, nie obraziłeś mnie, płakałeś w mojem objęciu. Lepszych przyjaciół od ciebie i pana Salcéde nie znajdę w życiu! Jedną ją, świętą naszą matkę kochać mogę więcej od was, bo ona była czarownym snem mego życia, wiecznem pragnieniem mego serca, moją niemą modlitwą, wiarą moją i miłością.
— A nie chcesz, zawołała z wyrzutem hrabina, żebym była towarzyszką twego życia, chcesz mi odebrać szczęście posiadania takich dwóch synów, jak ty i Roger!
— Nie chcesz, dodał Roger, być mi podporą, radą i przewodnikiem po śliskich ścieżkach wielkiego świata! Czyż nie masz względem nas obowiązków? Chcesz nas ukarać, żeśmy się nie zdołali oprzeć niesprawiedliwemu wyrokowi ojca? Zaprawdę, okrutnym