Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

du, ona się nie wyprze, jest szlachetniejsza i łatwiej zniesie podejrzenia synów, aniżeli zezwoli, by majątek swego męża podzielono między legalne a obce dziecię.
Pan Salcéde nie przerywał mi, tylko trzymał silnie moją prawą rękę. W chwili, kiedy mu ją wydrzeć chciałem, aby pójść, jak postanowiłem, do hrabiny, posadził mnie przemocą na krześle i rzekł zwięźle i stanowczo:
— Jesteś albo szalonym albo nieuczciwym człowiekiem! Gdzie są te dowody? pokaż je pan, nie wyjdziesz ztąd, póki je nie zobaczę!
— Nie jestem do tego stopnia szalonym, aby nosić tak ważny dokument przy sobie, ale spójrz pan na swój medaljon i przypatrz mu się uważnie, jest tam tylko odbicie, a rękopism znajduje się oddawna w mojem ręku.
Pan Salcéde zdumiony otworzył swój relikwiarzyk i popatrzył na zwitek papieru.
— Prawda! Piętnaście lat nie otwierałem tej skrytki, bo czułem ją na swojem sercu; bardzo zręczna ręka sfałszowała oryginał. Bałem się prawie dotykać tego medaljonu, aby nie zniszczyć tego amuletu, który mi miał na całe życie wystarczyć. Nikczemnik, który mi go wykradł, może sobie powiedzieć, że ma w swojem ręku dowód dwudziestoletniego poświęcenia moich sił moralnych i zaparcia się samego siebie.
Potem podniósł oczy i spojrzał na mnie.
— To pan dopuściłeś się tej kradzieży z nieporównaną zręcznością?
Zuchwalstwo moje, czułem, że przekroczyło wszelkie granice. Oryginał miałem przy sobie. Salcéde był silnym jak Herkules, bałem się, żeby mi go nie wydarł.