Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Śniło się chyba panu, odpowiedziałem, za małym jeszcze pan byłeś...
— Tak, w Sévines, odparł z mocą, przyznaję, ale później Wzrastałem przy nieustannie płaczącej matce i przysłuchiwałem się rozmowom moich bon. Tym ludziom się zdaje, że dziecko nic nie słyszy i nie uważa.
Rozmowy te zanadto były tajemnicze, ażeby nie zwróciły uwagi ciekawego chłopca. Mówiono, pamiętam, o jakimś cudownym koniu, Zamorze, który uniósł to dziecko daleko w świat. Cóż robisz takie głupie miny Karolu? Zdaje się i ty sobie coś przypominasz.
Upadłem na duchu... Esperance chciał wyjść.
— Zostań, zawołał Roger.
— Jużem to niepotrzebny, pójdę po czarną kawę.
— Wracajże natychmiast!
— W tej chwili.
Wyszedł, zaledwie zdołając ukryć swoje wzruzsenie.
— Ależ to szaleństwo, co pan wyrabia! zawołałem. Rozmarzasz pan głowę temu chłopcu i samochcąc robisz sobie z niego nieprzyjaciela twoimi nieuzasadnionymi wnioskami.
— Moimi wnioskami! zawołał z ogniem. Przysięgniesz mi w tej chwili, bez wahania, że on nie jest Gastonem Flamarande!
— Ale pan, zawołałem z równą energją przysięgniesz także bez wahania, że bez żadnego żalu ustąpisz innemu swój tytuł hrabiego i połowę swego majątku?! Myśl pan sobie, co się panu podoba. Prawda czy fałsz, znajdujesz się pan bądź co bądź wobec romantycznego faktu, który może zagrażać panu utratą połowy majątku i serca pańskiej matki.
— Wiem o tem, odpowiedział, uderzając pięścią o stół. Podział macierzyńskiego uczucia już się speł-