Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Uspokój się droga matko, nic nie chcę wiedzieć, jestem szczęśliwy, uwielbiam cię, tylko bądź ostrożną!
Zakaszlałem aby go uprzedzić; uciekł, a ja udałem że go nie widzę. Hrabinę zastałem we łzach.
— Te wstrząśnienia zabiją panią, zauważałem.
— Nie, mój przyjacielu, odpowiedziała; teraz lżej mi już, uściskałam go i płaczę z radości. Drogie dziecię! co za przywiązanie! co za moc duszy!
— Ale nic mu pani nie powiedziałaś?
— Nic, zgoła nic! Nie dał mi nawet przyjść do słowa. Pewno myśli że jest synem Salcéde’a i dumny jest z tego.
— Trzeba go zostawić w tem mniemaniu, zawołałem, a ponieważ jest człowiekiem honorowym, zbawieni jesteśmy. Nie wie na pewne ile lat ma i może obejść się bez tej wiadomości. Niech nie wie nigdy że jest synem pana Flamarande.
— Ty myślisz tylko o tem, żeby ochronić Rogera od podziału majątku. Nie dziwię się że kochasz więcej Rogera jak Gastona...
— Mam daleko ważniejszy powód do tego ze względu na panią hrabinę. Jeżeli będzie wiedział, że ma lat 21, może przypuszczać najgorsze — a podejrzenie, które ojca jego tak niesprawiedliwym wobec pani czyniło, syn po nim odziedziczy. Niech więc myśli, że ma lat 23, a wtedy przypuszczać może tylko uwiedzenie, ale nie niewiarę.
— Tak, Karolu, masz słuszność, odpowiedziała z goryczą, gdybym była nieuczciwą dziewczyną, błąd mój byłby mniejszy w oczach Gastona. Powinnam więc okłamywać sama siebie. Jakże smutny los zgotował mi hrabia! Byłabym mu wszystko przebaczyła, nawet gdyby mi go był odebrał; ale skazać mnie na wieczny wstyd przed dzieckiem własnem, to okropniejsze od wszystkiego, co tylko wymarzyć można.